Mój biegun cz.14 - Wiara i niezłomność

Niewątpliwym, atutem naszej trójki, która od początku prowadziła projekt był fakt, iż dobrze się uzupełnialiśmy. Fabienne – „Pani procedura”, była wyjątkowo niezłomna i bardzo silnie przestrzegała prawa oraz procedur obowiązujących w firmie. Czasami blokowało to wiele rozwiązań i niesamowicie wydłużało czas realizowanych działań. Wynikały z tego również ograniczenia w wyborze potencjalnych dostawców i firm, które chciały z nami współpracować.
Zdecydowana większość płatności jakie wykonywaliśmy, przeprowadzana była transakcjami bankowymi. Co było zdecydowaną rzadkością w owym czasie.
Dodatkowo, absolutnie nie praktykowaliśmy płatności bez otrzymania rachunku. A to z kolei eliminowało wiele podmiotów z możliwości podjęcia współpracy
z naszą firmą.

W Tadżykistanie wprowadzono podatek Vat. Podobnie jak w Polsce w czasach debiutu tego rozwiązania, zdecydowana większość firma, ani nie chciała
się do tego stosować, ani ich właściciele często nie rozumieli zasad funkcjonowania. Dlatego często, aby móc nawiązać współpracę, musiałem edukować osoby, tłumacząc zasadność i konieczność uregulowania tej sytuacji. Jednak ostatecznie mogłem mieć czyste sumienie. Firma nie zmuszała mnie do działań niezgodnych z prawem. To duża wartość, która była dla mnie jednym z fundamentów zaufania i zaangażowania w pracę. Inna korzyść, która się z tym wiązała,
to nasza znajomość lokalnego prawa. Wiele tygodni spędziliśmy na studiowaniu, różnych przepisów i aktów prawnych. Nie była to moja ulubiona czynność,
ale konieczna. W efekcie dawało nam to dużą przewagę negocjacyjną oraz budowało zaufanie i wiarygodność. 

Frederick, miał wyjątkowy talent do nawiązywania relacji oraz reprezentowania firmy. Miał to we krwi. Był również dobrym organizatorem i liderem.
Miał większy dystans do wielu problemów, z którymi Fabienne wraz ze mną mierzyliśmy się – codziennie – po samą szyję. To dawało Frederickowi dystans
oraz inną perspektywę, co skutkowało czasami rozwiązaniami, których my sami nie zauważaliśmy. Studiowanie umów oraz ich korekty, również były
mocną stroną Freda – ku mojej radości, sam za tym nie przepadałem. 

Rok po rozpoczęciu projektu, mieliśmy funkcjonującą księgowość, pracującą przy pomocy systemu informatycznego, który był zsynchronizowany z prawem fiskalnym kraju. Tworzyliśmy i podpisywaliśmy umowy, zgodne z prawem międzynarodowym, ale i obowiązującym w Tadżykistanie. Umowy i dokumenty, często tworzyliśmy w czterech językach; angielskim, francuskim, rosyjskim i tadżyckim. Pracujące z nami 3 osoby zajmujące się tłumaczeniami, naprawdę miały ręce pełne roboty. Zatrudnialiśmy pracowników na legalne umowy o pracę. Mogliśmy legalnie, importować wyposażenie i materiały niezbędne do budowy naszego centrum handlowego. 

Tempo, naszego życia i ilość pracy oraz zaskakujące sytuacje każdego dnia nabierały prędkości. Nasze centrum handlowe rosło w oczach. Nasz partner,
bardzo się zaangażował. Z naszej strony pilotował budowę Francois. W obiekcie pojawiły się schody ruchome, zamiast tylko tradycyjnych. Zostały zamontowane ruchome chodniki, które skomunikowały parking z poziomem, na którym miał znaleźć się nasz hipermarket. Zadanie nie było proste, nasz obiekt miał spełniać wszelkie nowoczesne standardy. Potrzebowaliśmy centrali chłodniczej, w obiekcie planowaliśmy produkcję wyrobów piekarniczo-cukierniczych, rozbiór i przetwórstwo mięsa
czy własną gastronomię. Recepcje, które miały być usytuowane na poziomie 0, musieliśmy skomunikować z halą sprzedaży, znajdującą się na poziomie 1. 

Naszą ambicją było stworzenie pierwszego miejsca sprzedaży, z zachowaniem ciągów chłodniczych, zarówno dla produktów świeżych jak i mrożonych, gwarantując świeżość i jakość produktów. W kraju gdzie przerwy w dostawie elektryczności były na porządku dziennym – musieliśmy zainwestować w agregaty prądotwórcze. Pomimo, iż nie było wcześniej takich obiektów, 90% zakupów mieszkańcy dokonywali na bazarach, chcieliśmy stworzyć miejsce zakupów dla każdego,
zgodnie z obowiązującymi normami lokalnego Sanepidu oraz Weterynarii. Nierzadko, aplikując rozwiązania mocno wyprzedzające obowiązuję przepisy. 
Trwały prace na terenie wokół obiektu. Budynek otrzymał elewację. A wewnątrz zaczęły się pojawiać struktury ścian biur, do których mieliśmy trafić niebawem. 

W między czasie odbyła się ważna uroczystość, podpisanie umowy o współpracy z udziałowcem naszego projektu Europejskim Bankiem Rozwoju i Odbudowy.
Po raz kolejny mogłem przeglądnąć się z bliska jak znakomicie w tej roli, znajduje się nasz „Generał” Frederick. 

Standard pracy oraz metody stasowane na budowie, bardzo odbiegały od tych, które znałem z Europy. Bywało, groźnie, bywało śmiesznie, wiele razy szukaliśmy kompromisów. Mogłem zacząć szukać operatorów Internetu i linii telefonicznych. Przy pomocy osób z naszego oddziału z Polski, zaczęliśmy przygotowywać wdrożenie systemu informatycznego, który miał nam pomóc w zarządzaniu sprzedażą, zamówieniami i gospodarką magazynową.
Dużym wyzwaniem okazało się postawienie interfejsu z systemem naszego naszego partnera z Rosji. Ponieważ nie dysponowaliśmy, bardzo zasobnym budżetem inwestycyjnym – wybraliśmy system w umiarkowanej cenie. Spełniał on jednak podstawowe zadania, a przed nami tygodnie pracy, które miały przystosować
jego funkcjonalność do naszych potrzeb.
Po raz kolejny kluczowa okazała się elastyczność. Na szczęście lub nie, luki w funkcjonalności uzupełniał excel. 

Wiara w sukces projektu dodawała nam skrzydeł. Praktycznie pracowaliśmy na okrągło. Nawet wieczorami, podczas wspólnych posiłków czy spędzając
tzw. wolny czas i tak byliśmy ciągle w pracy. Omawiając, możliwości, snując plany czy wymieniając się spostrzeżeniami. Prawie cały czas byliśmy razem,
co skutkowało bardzo dobrą komunikacją. 

Jednak to ludzie tworzyli ten projekt. I tak do zespołu dołączył bardzo ambitny i szybko uczący się informatyk Sukhrob. W księgowości stery objęła Galina. Rosyjskie wymagające podejście i mocny charakter oraz spora wiedza księgowa i znajomość lokalnych przepisów. Zbliżaliśmy się wielkim krokami do dużej rekrutacji, stąd zatrudniliśmy również HR-owca, którym została Lidia. W jej żyłach płynęła krew tatarska – co wprowadziło duże urozmaicenie charakterów
w zespole.

Do ekipy logistyki dołączył Szuhrat. Wieloletni pracownik urzędu celnego. Co mocno podniosło nasze kompetencje. Nurek to kolejny ciekawy człowiek,
który został zatrudniony w charakterze pracownika działu technicznego, w przyszłości mającego dbać o poprawną eksploatację budynku.

W zespole kupców nastąpiły pierwsze przetasowania. Do ekipy dołączył młody wilk Daler, Farhod, Vafo oraz Temur. Biorąc pod uwagę jak duże koszty logistyczne wiązały się z importem produktów, zacząłem mocniej przeszukiwać lokalny rynek i szukać innych rozwiązań. Zacząłem rozumieć, że to nie import będzie naszym głównym źródłem zaopatrzenia. Przynajmniej w pierwszym obiekcie. Stąd musiałem wzmocnić ekipę kupców, aby móc przygotować ich do negocjacji
z producentami i dystrybutorami z lokalnego rynku. 

Zakres obowiązków i ilość tematów stawała się nie do ogarnięcia. Zespół ludzi z którymi współpracowałem, był ambitny, jednak nie starczało mi doby na naukę
i przekazywanie wiedzy. Nasz projekt był w kraju innowacyjny, czego następstwem był brak potrzebnych nam kompetencji na lokalnym rynku pracy.
Należało więcej inwestować w kształcenie naszego zespołu. 

Wtedy to po raz pierwszy przekonałem się o sile LinkedIn a. Pewno dnia otrzymałem propozycję zatrudnienia od Anny, która wcześniej sama uczestniczyła
w projekcie budowy sieci handlowej w Kurdystanie. Anna posiadała spore doświadczenie w pracy jako kupiec. Była bardzo zorganizowana. Obowiązkowa,
otwarta i elastyczna. Była Polką, szybko dołożyła znajomość języka rosyjskiego do świetnej już bazy języka angielskiego. W ten sposób Anna dołączyła do mojego zespołu, a jej partner Gurkan, o narodowości tureckiej,  zasilił szeregi działu operacyjnego. Anna została szefem kupców, co bardzo znacząco pomogło mi
w pracy. 

W naszym zespole pojawił się również Stephane. Objął rolę dyrektora hipermarketu. Wulkan energii, z dużym doświadczeniem operacyjnym.
Znającym kilka języków, Francuz z bałkańską duszą. 
Kolejna osoba, która wzbogaciła nasz zespół to Frederick, który niebawem otrzymał pseudonim „algorytm”. Wykształcony, ścisły umysł o wyjątkowych zdolnościach analitycznych. Fred objął kierownictwo nad logistyką.

Różnorodność była naszą siłą, choć bywało trudno.
W dwudziestu kilku osobowym zespole, mieliśmy 9 różnych narodowości. 

Regularnie, pojawiał się u nas Zarząd z Francji. Mogliśmy przekazać postęp prac. Zwrotnie otrzymywaliśmy potwierdzenie kierunków i metod.
Czasami korekty lub inspiracje, pytania, które pobudzały nas do szukania nowych rozwiązań. I to co bardzo ważne zawsze otrzymywaliśmy uważność, zainteresowanie, uznanie i motywację.
Choć często czułem, że sytuacje, z którymi się mierzyliśmy, były dla osób z naszej europejskiej centrali, jakby z innej planety 😉.

Działo się dużo i szybko. W tym czasie przygotowywałem wspólnie z Baxtiorem operację – pierwszy tir z importowanymi produktami z Rosji.
Był to swoisty test na wiarę i niezłomność. Kilka miesięcy przygotowań, analizy niezbędnych dokumentów i prawa celnego. Przygotowanie produktów do wywozu
z terytorium Rosji – w czym pomagała mi ekipa Auchan Rosja. Kolejne certyfikaty i deklaracje, aby przejechać przez terytorium Kazachstanu, Uzbekistanu
oraz Kirgistanu. I na końcu przygotowanie dokumentacji certyfikującej i dopuszczającej produkty do sprzedaży na terytorium Tadżykistanu.

Dokumentacja dla jednego samochodu obejmowała kilkaset stron i zależna była od ilości i typu produktów. Nasi lokalni partnerzy proponowali, iż za odpowiednią opłatą zajmą się wszystkim. Ja jednak chciałem i potrzebowałem zrozumieć jak to funkcjonuje w rzeczywistości, z bliska. Kiedy ustaliliśmy już listę i ilość produktów,
a także przypisaliśmy odpowiednie kody celne, mogliśmy zorganizować transport.

Nasza pierwsza ciężarówka – nie bez przygód – opuściła terytorium Rosji i po przejechaniu 3.000 kilometrów – zawitała na terminalu w Dushanbe. Wtedy to udaliśmy się na miejsce, aby móc „wypuścić” samochód i rozładować go w naszym magazynie. Trwało to kilka godzin, nie odbyło się bez przeszkód, ale udało się.
Kolejne kroki to GOST Standard, gdzie należało otrzymać odpowiednie certyfikaty uprawniające do wprowadzenia produktów do sprzedaży. Zajęło nam to kilka dni. Przedzieraliśmy się przez biurka różnych urzędników, którzy nie ułatwiali nam zadania. Sanepid – kolejny zestaw deklaracji i certyfikatów.
Następnie urząd „FITO” i kolejne próbki produktów oraz rzekome analizy laboratoryjne. Urząd weterynarii kolejne procedury i „Farm nadzór” – gdzie terminy
i obowiązujące przepisy były najbardziej wymagające.
Całość dokumentów uzupełniały dokumenty transportowe w tym CMR, świadectwa pochodzenia produktów i oczywiście dokumenty finansowe. 

Odbyłem dziesiątki rozmów i spotkań z naczelnikami i pracownikami urzędów. Po prawie 3 tygodniach i ostatecznie złożonych deklaracjach celnych, opłaceniu wymaganych opłat celnych i certyfikujących, a także podatku Vat, produkty były gotowe do sprzedaży. 

Było to dla mnie, kolejne – bardzo uczące doświadczenie. Pełne nowych sytuacji, przeplecionych smutkiem i radością. Po raz kolejny nauczyłem się, iż zamierzone cele
to tylko kierunki. Życie i rzeczywistość bardzo je zweryfikowało. Musiałem zmienić wiele rozwiązań i początkowych założeń. Elastyczność i otwartość pozwoliła mi
na zaaplikowanie nowych i skuteczniejszych. Przetarłem szlak.
Mogliśmy rozpocząć import wyposażenia sklepowego. Szykować kolejne ciężarówki z produktami na otwarcie sklepu.
A ja sam zacząłem myśleć, jak optymalizować ten proces oraz jakie kolejne produkty mogę przywieść do Tadżykistanu, tym razem – z Europy. 

Mój biegun cz.15 – Życiodajna woda, wdzięczność 

odcinek 13 czeka na publikację 

Mój biegun cz.12 – Logistyka III – bez granic

Zostaw swoje dane, a odezwę się

×

Dzień dobry,
Proszę o kontakt w wiadomości WhatsApp, lub mailem na tomasz.rudnicki@coachmentor.pl

× Kontakt WhatsApp lub e-mail