Mój biegun cz.17 - ostatni obóz

17 miesięcy, od momentu kiedy Fred, Fabienne i ja wylądowaliśmy na lotnisku w Dushanbe, na dachu galerii handlowej zostało zamontowane logo naszego centrum handlowego. Był to podniosły moment, ale i duży zastrzyk adrenaliny połączony z odpowiedzialnością.
Przed nami ostatnie kilka miesięcy. Planowane otwarcie – koniec wiosny. Ruszyliśmy w drogę z ostatniego obozu. 

Weszliśmy w najbardziej intensywny okres przygotowania do otwarcia. Oznaczało to pracę, praktycznie bez dni wolnych. W powietrzu unosiło się wielkie zaangażowanie i pełne oddanie naszemu projektowi. Każdy z pracowników był w pełni zmotywowany. Z wielką ochotą i dużą radością przychodziliśmy do pracy. Wiedzieliśmy sens tego co robimy, a nasz obiekt dopełniał się każdego dnia. 

FX dowodził pracami budowlanymi oraz koordynował montaż wyposażenia i nadzorował prace wykończeniowe. Zanim do Tadżykistanu zaczęły docierać ciężarówki z wyposażeniem, Frederick – Pan algorytm, wraz z Baxtiorem i ekipą działu logistyki złożyli stosowne zamówienia i pilotowali transport przejmując go na granicy. Po przejściu procedur celnych, samochody pojawiały się przed naszym obiektem. Sprzęt i wyposażenie przyjeżdżały do nas z Kirgistanu, Rosji, Ukrainy, Polski, Francji, Iranu i Turcji. W kraju póki co nie było producentów sprzętu, który spełniałby nasze normy. 

Naszą ambicją było stworzyć nowoczesny obiekt, dbając o wysokie standardy, zapewniające jakość i bezpieczeństwo produktów, które miały się znaleźć 
na sklepowych półkach. Takiego obiektu, na taką skalę z zachowaniem norm bezpieczeństwa żywności, z pełną certyfikacją czy zachowaniem reżimu temperatur oraz ciągów chłodniczych w kraju jeszcze nie było.

Pod wieloma względami byliśmy pionierami, co napawało nas dumą, wytyczyło nowe standardy, stanowiło atut w negocjacjach, ale i nastręczało niezliczoną ilość trudności.

Zbudowana została centrala chłodnicza, komory chłodzenia dedykowane odpowiednim grupą towarowym z zachowaniem odrębności poszczególnych kategorii produktowych. Wszystko to połączone z agregatem, który miał gwarantować ciągłość zasilania w przypadku braku dostawy energii elektrycznej, a zdarzało się kilka razy w tygodniu! Przyjechały lady chłodnicze. Regały i stelaże sklepowe oraz magazynowe.

Boksy kasowe, wyposażenie gastronomii, działu mięsnego oraz piekarni i cukierni. W naszym obiekcie planowaliśmy wypiek pieczywa od podstaw, zamontowaliśmy komory fermentacji, piec wsadowy oraz piece obrotowe. Przygotowaliśmy chłodzone pomieszczenia wyposażone w profesjonalny sprzęt gdzie planowaliśmy rozbiór mięsa. Tworzyliśmy dział gastronomii, umożliwiający przygotowywanie posiłków od podstaw. Odpowiadając na potrzeby rynku, w obiekcie planowaliśmy bardzo duży dział produktów na wagę – aby oddać wizerunek bazaru. 

 

Równolegle kończyliśmy parametryzację naszych systemów informatycznych, krok po kroku analizując ich funkcjonalność i użyteczność.
Dobrze, że była z nami Fabienne. Jej dokładność i wielka cierpliwość oraz zmysł kontrolera – finansisty, był niezastąpiony. Bardzo pomocny był szef IT Sukhrob.

Frederick z działu logistyki zaczął budować mega algorytm, który miał nam posłużyć jako moduł do zamawiania produktów.
Stephane, koordynował montaż wyposażenia w hali sklepowej oraz wraz z Gurkanem, przygotowywali się do rozpoczęcia procesu rekrutacji 200 osobowej załogi. 

W dziale handlowym, budowaliśmy katalog produktowy, politykę cenową oraz prowadziliśmy poszukiwania i negocjacje z dostawcami.
Fred – nasz generał dwoił się i troił, aby być razem z nami. Towarzyszył i motywował. Dbał o komunikację pomiędzy działami. Nadzorował całość projektu. 
Budował relacje z instytucjami w Dushanbe. Dzielnie towarzyszyła mu Suraya. Nasz zarząd z Francji był częstszym gościem. Z każdą wizytą, otrzymywaliśmy konstruktywne uwagi i wskazówki.
I to co było niezmiernie cenne, dużo wsparcia oraz wyrozumiałości kiedy zmuszeni byliśmy wprowadzać zmiany. 

A zmiany pukały do naszych drzwi codziennie. Wprowadzało to dużo napięcia i frustracji. To wtedy, jakże mocno zdałem sobie sprawę, że nie jesteśmy naszymi problemami ani tym bardziej emocjami. Zmęczenie dawało się coraz mocniej we znaki. 
 
Zostaliśmy skonfrontowani z potrzebą wydzielenia pomieszczenia do odbywania modlitw dla naszych pracowników, kompletnie tego nie przewidywaliśmy
w projektując obiekt. 

Pewnego poranka, zobaczyliśmy maszyny budowlane, na drodze prowadzącej do naszego centrum. Okazało się, że miasto postanowiło poszerzyć
i wyremontować drogę. Stanęliśmy przed widmem potencjalnego braku dojazdu do naszego centrum na przestrzeni kilku miesięcy.

Z dnia na dzień dowiedzieliśmy się o kłopotach finansowych naszego partnera – właściciela obiektu, w którym szykowaliśmy nasze centrum handlowe. Ustawodawstwo w kraju zmieniało się jak w kalejdoskopie, co niezmiernie utrudniało nam dopełnianie wszelkich formalności, prawnych, finansowych czy celnych.

Kurs lokalnej waluty był bardzo niestabilny. Nagle w bankach zaczęło brakować dolarów, które były dla podstawą w międzynarodowym obrocie.

I tak praktycznie codziennie. 
 
Znamienny był fakt, iż wszelkie zmiany, które nas spotykały zaskakiwały nas praktycznie z dnia na dzień. Z drugiej strony, co raz częściej mierzyliśmy się,
z rozczarowaniem wynikającym z braku dotrzymywania warunków umów przez naszych partnerów i dostawców. 
W fazie ustaleń, praktycznie wszystko było możliwe, finalnie jednak często okazywało się tylko obietnicami bez pokrycia. 
Zrozumiałem wtedy jak małe znaczenie mają wszelkie zapisy, umowy czy ustalenia.
Wszystko było płynne i mało przewidywalne. Nastręczało nam to nie lada problemów i budowało frustrację. 
Kolejny raz należało umocnić naszą elastyczność. 

Z każdym tygodniem nasz obiekt nabierał kolorów i funkcjonalności. Pomagało nam to uwiarygodnić się w oczach naszych dostawców – którzy dotychczas patrzyli na nas w dość wirtualny sposób. Rosło grono naszych sympatyków. Nie brakowało również sceptyków i czarnowidzących, którzy zapewniali nas, że nie uda nam się otworzyć naszego obiektu. A nawet jeśli, to szybko go zamkniemy …

W tym czasie wielką siłę dawali mi nasi współpracownicy. Praktycznie wszyscy, z pełnym oddaniem wykonywali swoją pracę z iskrą w oczach.
Wszyscy niesieni byliśmy na skrzydłach do celu. Wierzyliśmy w nasz sukces. Byliśmy w pełni zmotywowani. Pełna synergia i akceptacja. 

Mój biegun cz.18 – na styku wschodu i zachod 
Mój biegun cz.16 – Negocjacje wstępne

Zostaw swoje dane, a odezwę się

×

Dzień dobry,
Proszę o kontakt w wiadomości WhatsApp, lub mailem na tomasz.rudnicki@coachmentor.pl

× Kontakt WhatsApp lub e-mail